23 czerwca 2018

Od Delty - "Nowe życie"

Przeskoczyła przez powaloną kłodę w lesie, a lądując na własnych łapach, lekko się załamała. Poczuła chwilowe łamanie w kościach oraz ból. Nie zwracała jednak na niego uwagi. Ignorowała wszystkie nieprzyjemne sytuacje i szła dalej, przed siebie, w głąb lasu. Jej uczucia były teraz takie... Mieszane. Z jednej strony, pragnęła za wszelką cenę wydostać swój umysł z tej gorszej części, która po tych wszystkich zdarzeniach nie odchodziła ani na krok. Gdzie się podziała jej wataha...? Jej rodzina? Miejsce, w którym spędziła cztery lata własnego życia, jej dom, jej kraina, jej świat, czy jak to jeszcze określić. No cóż — wchodzi w drogi dorosłości, słyszała o większych tragediach i wiedziała, że nie warto od razu się załamywać. Most musiał być wytrzymały, aby nie ulec w wodzie, nie załamać się, a ona miała nadzieje, że jej mózg był jak wielki, wytrzymały most — byle co nie jest w stanie go złamać, złe myśli przemijają równie szybko, jak konie w galopie. Czy już zawsze będzie musiała być samotnym wilkiem? Prawdopodobnie już nigdy nie usłyszy imion swoich bliskich, nie ujrzy ich twarzy, nie usłyszy ich głosu, nie poczuje ich dotyku, nie będzie miała możliwości kontaktu z nimi. Co należy robić w takiej sytuacji? Myśleć pozytywnie. Optymizm trzymał się jej jak starego, dobrego towarzysza, nie miał zamiaru jej opuszczać i prawdopodobnie zostanie przy niej przez dłuższy czas. Punkt drugi — znaleźć jak najlepsze rozwiązanie. A w tym momencie najlepszym wyjściem z owej sytuacji jest znalezienie tego jednego, kluczowego elementu — watahy. Watahy, sfory, stada, lub po prostu grupki wilków. Nowego domu. Nowego świata. Nowej przyszłości. Lepszej przyszłości. Samotnie biegła przez las, raz co raz słuchając śpiewu skrzeczących ptasideł i szumu wiatru, który potrząsał drzewami, a wyglądało to tak, jakby były jego niewolnikami, jakby były całkowicie obezwładnione. Nie miały już sił do walki, nie potrafiły uciec przed rwącym żywiołem.
Czuła, jak ów wiatr szarpie jej sierść, próbuję ją wyrwać... Ale nie. Ona stawiała opór, nie wydawała się bezbronną zabawką. Podobnie jest teraz z mózgiem naszej bohaterki, dzielnie przemierzającej las, w poszukiwaniu... Może najpierw znajdźmy pożywienie? Jest głodna.
W jej oko wpadł zwykły zając, umięśniony, masywny, cóż, takie zwykle najlepsze. Bez problemu się na niego rzuciła, jednak gdy leciała, coś innego przykuło jej uwagę — to była inna wilczyca. Znacznie różniła się od Delty — była jasnofioletowa z ciemniejszymi znamionami na różnych elementach ciała. Chodzi tutaj bardziej o ciapki i różne wzorki, nie o to, że cała była kolorowa. Oczy miała niebieskie, a poduszki stóp były mocno niebieskie. Wadera patrzyła na nieznajomą z dość dziwnym wyrazem pyska, a Delta wyglądała tak, jakby zaraz miała rzucić jej się do gardła. Zabrała jej zająca, no, może nie pod każdym względem, ale gdyby tutaj nie wbiła, obiad by był. Teraz pozostanie głodna, chyba że owa "przeciwniczka" może stać się posiłkiem, ofiarą... Podczas zamyśleń nad tym, co zrobić dalej, zauważyła, że wadera gdzieś znikła. Miała już odchodzić, wycofać się, mieć wszystko gdzieś, aż tu nagle usłyszała szelest liści i łamanie gałązki. Nieznajoma powróciła, z zającem w pysku. Nie zjadła go, lecz położyła na ziemi i wyrozumiale popatrzyła na białą wilczycę, która wciąż nie wiedziała, jak się zachować.
- Nie patrz się tak na mnie, bierz, co ci dają — rzuciła, stanowczo, lecz łagodnie. Wadera jednym ruchem łapy próbowała oderwać głowę zająca, by nieco oddalić swoją zdobycz od połowy nowo poznanej, jakby była jakąś zarazą.
- Coś do powiedzenia? - spytała nieznajoma. Fakt. Powinna jej podziękować, ale ciężko przechodziło jej to przez gardło.
- Dziękuję — wydukała wreszcie. Czuła się dziwnie, ale sama nie wiedziała dlaczego. Po jednym słowie postanowiła ożywić tę rozmowę. Nieznana zadała kolejne pytanie:
- Co cię sprowadza w te tereny?
Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Fakt był to czysty przypadek, szła tam, gdzie ją nogi poniosły, ale czy to nie byłoby zbyt obalone i proste?
- Szukam watahy.
- Ooch, watahy powiadasz? - zaciekawiła się nieznajoma. Delta poczuła się dziwnie. Czy teraz będzie zadawać jej dziwne, krępujące pytania, a na końcu odstawi?
- A może... Opowiesz mi coś o sobie? - Delta nie potrafiła teraz normalnie się zachować. Taki odwrót sytuacji, począwszy od dziwnej wojny o królika, aż po to coś, ale... To o watasze, co przed chwilą powiedziała... W tym musi być coś ukryte. Czuła to. Postanowiła zaryzykować.
- Jestem Delta — bardzo prosta, szybka odpowiedź — tak na poważnie, nie mam pojęcia, jak tu trafiłam. Wiem, że aktualnie chodzę samotna w poszukiwaniu, nie wiem w sumie czemu... Od tego momentu nic nie pamiętam. Nie pamiętam już niczego ani nie wiem, gdzie jest moja rodzina. Mimo tego myślę pozytywnie i dążę do celu... Chyba.
Nastąpiła chwila ciszy. Widocznie obie zastanawiały się, co teraz powiedzieć.
- Chodź. Nie ma sensu dalej się włóczyć samotnie — zaczęła. - Jestem Reiko. Witamy w Watasze Księżycowej Nocy.

Brak komentarzy: